Informujemy, że strona www.olgarudnicka.pl.pl wykorzystuje pliki cookies do poprawnego działania. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki
odnośnie plików cookies oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Więcej informacji znajdziesz w polityce cookies.

nie pokazuj więcej
Untitled Document
Fragment powieści
Czy ten rudy kot to pies?                                                         « powrót

Nie miała pojęcia, gdzie miałaby się zatrzymać. Znając jej szczęście, trafi do motelu, w którym zarabia się na godziny... Z kolei w Poznaniu nocą nie można się bezpiecznie poruszać. To jej miasto rodzinne, więc posiadała odpowiednią wiedzę w tym zakresie. Są dzielnice, w których po osiemnastej lepiej się już nie pokazywać. Z ponurych rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Nie zamierzała odpowiadać ani tym bardziej otwierać. - Pewnie przyszedł sprawdzić, jak mi idzie pakowanie - powiedziała cicho, rzucając ze złością rzeczy na łóżko. - Pięknie, nie mam torby! Ciekawe, czy mi pożyczy. Pewnie bez kaucji nawet papierowej nie dostanę...
Drzwi otworzyły się i Sławek wszedł do pokoju.
- Pakujesz się? - spytał cicho. Dziewczyna układała rzeczy na łóżku.
- Jak widać - odparła sucho, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- Przepraszam - powiedział zakłopotany, przeczesując palcami włosy. Kiedy wchodził na górę, ułożył sobie solidne przeprosiny. Pewnie zostały na schodach, pomyślał niezadowolony, gdy stracił wątek. Czuł się jak idiota, zwłaszcza że dziewczyna zdawała się go nie słyszeć. Nie wiedział, jak zareaguje. Brał pod uwagę nawet cios zadany ciężkim przedmiotem, ale nie przewidział zupełnego braku reakcji. - Przepraszam - powtórzył głośniej.
- Słyszę, jestem bezczelna i wścibska, ale nie głucha. Ale przyznaję się do głupoty - Ula zaczęła wyciągać rzeczy z szuflad i układać je obok wcześniej zapakowanych.
- Popatrz na mnie, jak do ciebie mówię! - zdenerwował się Sławek.
- Po co? Zamierzasz się ze mną porozumiewać językiem migowym? Nie fatyguj się, nie znam go. Przepraszam. Muszę zabrać kosmetyki z łazienki - ominęła go i wyszła z pokoju.
- Daj spokój - poszedł za nią. - Gdzie pójdziesz o tej godzinie?
- Wcześniej cię to nie interesowało - Ula czuła, że za moment się rozpłacze. Pośpiesznie włożyła rzeczy do kosmetyczki i wróciła do pokoju.
Zakłopotany Sławek podążał za nią krok w krok, chociaż nie miał pojęcia, co powinien zrobić i powiedzieć, żeby ją zatrzymać.
- Co mam powiedzieć, żebyś została? - zapytał i zrezygnowany usiadł na łóżku. - Zachowałem się głupio. Przepraszam. Wcale nie chcę, żebyś wyjeżdżała.
- To ciekawe. Zatruwacie mi życie, nie odzywacie się, ignorujecie mnie. I nagle okazuje się, że jestem mile widziana! To jakaś miejscowa tradycja? - odwróciła się, by nie widział łez spływających jej po policzkach. Oczywiście odwróciła się w stronę lustra, o którym zapomniała, i Sławek doskonale wszystko widział.
- Jezu - zerwał się z łóżka - nie płacz. Zniosę wszystko, tylko nie płacz - nie miał pojęcia, co robić. Kobiece łzy pozbawiały go wszelkiej siły i pewności, zamieniał się w fajtłapę. - Masz, wytrzyj twarz - podał jej nieśmiało chusteczkę.
- Nic mi się nie udaje - wychlipała Ula. - Kompletnie nic. Jestem beznadziejnie głupia i naiwna...
- Nie, no... Wcale tego nie powiedziałem... - zaczął się bronić spłoszony.
- Nie ty! Ja tak mówię! - rzuciła się na łóżko i ukryła twarz.
- Nie... - stał, bezradnie patrząc na dziewczynę. - Wydaje ci się. To moja wina. Gdybym nie był takim dupkiem, nie płakałabyś teraz - pomyślał, że może sprawdzi się zasada Mariusza: "Jak nie wiesz, o co chodzi, to przepraszaj i się kajaj. Może trafisz".
- Wcale nie - chlipała. - Nie masz pojęcia, co ja zrobiłam!
- Zabiłaś kogoś? Okradłaś? - nie miał pojęcia, o czym ona mówi. Nie o niego chodziło, tyle zrozumiał. Chyba...
- Nie! Myślisz, że jak jestem głupia i naiwna, to z konieczności jestem kryminalistką?!
- Wcale nie - zaprzeczył pośpiesznie. - Nie wiem tylko, co się stało...
- Oszukał mnie... straciłam pracę... w dodatku nie mam gdzie się podziać... - chlipała.
- A... - załapał. - Zakochałaś się? Dlatego płaczesz?
- Idiota! Płaczę ogólnie, bo dałam się oszukać facetowi i całe moje życie runęło w gruzy... W Poznaniu nie mam szans na dobrą pracę... Żadna porządna firma mnie nie przyjmie, a w małej nie chcę... - rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w poduszce.
- Hej... - powiedział łagodnie. - Nie może być aż tak źle... - położył się po chwili wahania obok niej. Jedną ręką podpierał głowę, a drugą nieporadnie klepał Ulkę po plecach. Ku jego zdziwieniu dziewczyna odwróciła się i wtuliła głowę w jego pierś, zalewając przy tym łzami jego koszulę.
- Poradzisz sobie - zapewniał, głaszcząc ją po włosach. - Bystra jesteś, energiczna, potrzebujesz tylko czasu... - miał wrażenie, że Ula powoli zaczyna się uspokajać. - Jaki masz zawód?
- Jestem prawnikiem - wyjąkała. Wprawdzie w planie były łzy udawane, a nie prawdziwe, ale najważniejsze, że działa. Wstyd tylko, że tak się rozkleiła. Jak się nie weźmie w garść, to zaraz wygada wszystko o Beacie. Starała się odzyskać jasność myślenia, żeby przez swój długi język nie namieszać jeszcze bardziej.
- Naprawdę? - zdziwił się. - To dobrze - poprawił się szybko, nie chcąc dawać swoim powątpiewaniem kolejnego powodu do płaczu.
- Czemu? - pisnęła, nie odrywając jednak głowy od koszuli Sławka.
- No... - zastanawiał się szybko nad odpowiedzią. - Nie jesteś ograniczona do zajęcia jednego rodzaju: możesz pracować w firmie prywatnej albo państwowej, w urzędzie albo... - zabrakło mu pomysłu na to, gdzie jeszcze Ulka dostałaby posadę.
- Myślisz? - spytała z nadzieją.
- Jasne. We Wrocławiu na pewno coś znajdziesz - pocieszał ją. - Nie musisz się spieszyć. Poczekaj, aż trafi ci się coś fajnego. Nie ma sensu się wyprowadzać i tracić kasy na wynajem mieszkania. Z Wielkowa masz niezły dojazd - wyliczał.
- Wyrzuciłeś mnie... - poskarżyła się.
- No wiem. Nie lubię, jak ktoś dotyka moich rzeczy. Mam złe doświadczenia. To dlatego. Zostań proszę... Mariusz też cię lubi... - dodał szybko, gdy uświadomił sobie, że jego prośba może zostać źle zinterpretowana i odnieść skutek odwrotny do zamierzonego. Naprawdę pragnął, żeby została, ale nie chciał jej wystraszyć. Ula nie przepadała przecież za nim.
- Dobrze, zostanę - oświadczyła. - Ale masz mnie traktować jak człowieka, a nie jak mebel. I wcale nie ruszam twoich rzeczy - poskarżyła się. - Wysłałam tylko e-mail do przyjaciółki z prośbą o przesłanie dokumentów. Jak mam szukać pracy, jeśli nie mam żadnych dokumentów? Pisać CV na słowo honoru? Ale u ciebie był taki bałagan, że nie wytrzymałam... Wiem, że jestem strasznie roztrzepana i dziwne rzeczy mi się przytrafiają, ale jak już biorę się do pracy, to wykonuję ją idealnie.
- Wiem, widziałem - westchnął, głaszcząc Ulkę po plecach. Wprawdzie przestała szlochać kilka minut temu, ale ponieważ nie uciekała teraz od niego, nie zamierzał nigdzie odchodzić, dopóki go sama nie wyrzuci.

Ula była tak zmęczona płaczem, że nie miała siły się ruszyć. W dodatku w ramionach Sławka było jej ciepło i przyjemnie, a gładząca ją delikatnie ręka działała na nią usypiająco. Nie wiedząc kiedy, zasnęła wtulona w niego.
- Wiesz... - powiedział cicho. - Nie wyobrażam sobie, że miałoby cię tu nie być... - zamilkł zmieszany i czekał na reakcję dziewczyny. - Ula? - odgarnął włosy z jej twarzy. Spała. Popatrzył z rozczuleniem na dziewczynę, po czym wstał ostrożnie. Nie chciał jej budzić. Lepiej niech śpi. Chętnie by z nią został, ale rano mogłoby to być krępujące...Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Na korytarzu spotkał Mariusza, który przyglądał mu się dziwnie.
- Czemu się skradasz? - spytał zaskoczony.
- Cicho, właśnie zasnęła - szepnął Sławek.
- Co tam robiłeś? Śpiewałeś jej kołysankę? - dopytywał się.
- Nie, nawrzeszczałem na nią...
- I od tego zasnęła? To chyba ją ogłuszyłeś?
- Nie, wcześniej na nią nawrzeszczałem - spojrzał na brata. Musiał mieć ciężką służbę dzisiaj.