Informujemy, że strona www.olgarudnicka.pl.pl wykorzystuje pliki cookies do poprawnego działania. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki
odnośnie plików cookies oznacza zgodę na ich wykorzystywanie. Więcej informacji znajdziesz w polityce cookies.

nie pokazuj więcej
Untitled Document
Fragment powieści
Cichy wielbiciel                                      « powrót

Profil Julii na Facebooku nie był zbyt rozbudowany. Kilka podstawowych informacji, które nie wnosiły do jego poszukiwań niczego istotnego. Nie umieściła tam żadnych szczegółów, które pozwoliłyby ustalić jej miejsce zamieszkania, czy znaleźć wiadomości dotyczące życia osobistego. Gdzie pracowała, już wiedział. Ale nie miał na jej temat żadnych innych informacji, a chciał wiedzieć o niej wszystko. Wszystko.
Żałował, że stracił tyle czasu. Powinien wpaść na to wcześniej, zżymał się w duchu. Nie był użytkownikiem portali społecznościowych, dlatego nie pomyślał od razu, by właśnie tu szukać informacji. Mimo to złościł się na siebie. Już dawno powinien to zrobić. Jego niewiedza nie może być usprawiedliwieniem. Nie dla niego. Nie może sobie pozwolić na dalszą zwłokę.
Julia była ostrożna i skryta. Początkowy zawód wywołany niedostatkiem informacji niemal natychmiast zastąpiło zadowolenie. Bardzo rozsądnie z jej strony, uznał. W dzisiejszych czasach ludzie wrzucają do Internetu wszelkie możliwe informacje o sobie, a potem się dziwią, że jakiś świr je wykorzystał. Nikomu nie można ufać, pomyślał. Nie wiadomo, na kogo się trafi. Jego Julia to mądra kobieta. Wyjątkowa. Oczywiście, że jest wyjątkowa, w przeciwnym wypadku nie zwróciłby na nią uwagi. Inne kobiety bez opamiętania zamieszczają półnagie fotki, na których w sposób oczywisty widać, że stanowią wybrakowany towar. Towar, którego nikt nie kupi nawet na przecenie, a najwyżej weźmie na noc czy dwie.
Gdyby nie zdjęcia, które umieszczali jej znajomi, nie miałby szans na zdobycie zbyt wielu istotnych informacji. Uważnie przyglądał się kolejnym fotografiom widocznym na profilach przyjaciół Julii. Koledzy ze szkoły średniej, a potem ze studiów, zdjęcia rodzinne – słowem prawdziwa kopalnia wiedzy. Niektórzy z nich mieli prawdziwe galerie – zdjęcia z czasów szkolnych, studenckich, imprez, spotkań rodzinnych i towarzyskich, fotki domów, samochodów, dzieci, psa i kota, informacje kto, gdzie, kiedy… W głowie mu się kręciło od natłoku danych zalewających umysł. Niektóre z fotografii wywoływały irytację, gdy widział spojrzenia mężczyzn skierowane na jego Julię. Niemniej pochodziły sprzed kilku lat, przynajmniej wskazywały na to uczesania i stroje, a także wiek osób na fotografiach. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nie ma powodu do zmartwień. Nie wyglądało na to, by któryś z tych dawnych znajomych był dla niej kimś ważnym. Na swoim profilu nie zaznaczyła również, czy jest związana z jakimś mężczyzną czy też nie. To była dobra wiadomość, chociaż właściwie to nie podejrzewał, by mogła się interesować kimś poza nim. Był pewien, że wzbudził w niej zainteresowanie. Z pewnością jest zaintrygowana. Nie miał wątpliwości, że poświęca mu równie wiele czasu w myślach co on jej. Musi się zastanowić nad kolejnymi krokami. Czym mógłby jej sprawić największą przyjemność, radość; chciał, by z niecierpliwością czekała na spotkanie z nim.
To już nawet nie lekkomyślność, tylko zwyczajny ludzki brak wyobraźni, na moje szczęście, skonstatował z satysfakcją, koncentrując się na ostatnich fotografiach dodanych przez jej koleżanki. Te zdjęcia automatycznie znalazły się także na profilu Julii. Dzięki pinezkom poznał dane osobowe tamtych i teraz uważnie studiował informacje znajdujące się na ich profilach. Kamila Kropicka i Zuzanna Dobrowolska. Trzy lata młodsze od Julii; wyglądały na zaprzyjaźnione. Te same studia. Zdjęcie z wakacji nad morzem – Kamila i Julia. Zastanawiał się, w jaki sposób odnaleźć jej adres albo chociaż prywatny numer telefonu. Zorientował się już, że numer na wizytówce dziewczyny jest numerem służbowym. A zatem Julia musi mieć jeszcze drugi, prywatny. Gdyby wykorzystywała telefon służbowy w celach osobistych, nie wyłączałaby go zaraz po wyjściu z pracy. Od piątku po godzinie osiemnastej zgłaszała się poczta głosowa. Wysłał kilka SMS-ów, ale uznał to za bezsensowne, skoro do poniedziałku telefon pozostawał nieaktywny. Musi zdobyć jej prywatny numer. Tylko jak?

?

– Pięćdziesiąt – oświadczyła Julia. – W ciągu weekendu wysłał mi pięćdziesiąt wiadomości. – Nie potrafiła ukryć wstrząsu, jakiego doznała, gdy po wejściu do salonu włączyła telefon.
– Hm… – Mariola nie wiedziała, co o tym myśleć. Sytuacja zaczynała być kłopotliwa. Tajemniczy wielbiciel nadal pozostawał tajemniczy. Nie był już jednak romantyczny, tylko namolny. Granica między zalecaniem się i naprzykrzaniem jest bardzo subtelna, a on ją przekroczył. I to nieraz.
– Myślisz, że to jakiś świr? – Julia usuwała ze skrzynki odbiorczej wszystkie prywatne wiadomości. Większości z nich nawet nie czytała. Szkoda jej było na to czasu, domyślała się ich treści.
– No wiesz… Niekoniecznie… – Mariola plątała się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. – Nie wiem. – Zakłopotana niepewnie wzruszyła ramionami. I nie miała pojęcia, co poradzić koleżance.
– Dzwonię do niego. – Julia podjęła decyzję i nie tracąc czasu, bezzwłocznie wybrała numer. Czekała na połączenie. Dwa sygnały i odgłos połączenia. Wreszcie, pomyślała z ulgą.
– Dzień dobry, mówi Julia Rogacka. Z kim mam przyjemność?… Halo? Halo! – Nikt się nie zgłosił. – Jesteś tam? Odezwij się… Kim jesteś? – Zaczęła się denerwować. – Wiem, że mnie słyszysz. Czego ode mnie chcesz?… Halo? Halo! – krzyknęła, kiedy nie otrzymała odpowiedzi. Była pewna, że z drugiej strony ktoś jest. Słyszała czyjś cichy oddech. Nasłuchiwała chwilę. Tajemniczy wielbiciel – jak go nazywała w myślach – nie odzywał się. Ale przynajmniej odebrał telefon. Przez kilkadziesiąt sekund oba aparaty wyłapywały tylko szmer oddechów ich obojga. Pewna, że mężczyzna się nie odezwie, Julia pierwsza przerwała milczenie. – To numer służbowy. Twoje działania uniemożliwiają mi pracę. Proszę więcej do mnie nie dzwonić, nie pisać, nie przysyłać mi żadnych kwiatów. Żegnam. – Miała nadzieję, że jej głos brzmiał wystarczająco stanowczo.
– Myślisz, że to zakończy sprawę? – zapytała sceptycznie Mariola, gdy koleżanka odłożyła telefon na biurko.
– Powinno – oświadczyła Julia z pewnością, której wcale nie czuła.


Zadzwoniła! Zadzwoniła do niego z własnej woli. Z trudem ukrywał podniecenie. Dopił kawę, przywołał kelnerkę i wyszedł z kawiarni. Przeszedł obok salonu spokojnym krokiem, ukradkiem zerkając do wnętrza. Julia siedziała przy biurku, zwrócona doń profilem. Rozmawiała z ciemnowłosą dziewczyną. Szedł dalej deptakiem, pogwizdując cicho. Teraz kilka godzin pracy. Wróci tu przed osiemnastą. I koniecznie musi zdobyć jej prywatny numer. To niezależna, ambitna kobieta. Szanuje swoją pracę. Ma rację, nie powinien jej przeszkadzać, gdy pracuje. Kiedy już będą razem, Julia zrezygnuje z tej pracy. On zapewni jej wszystko.

?

Z zaskoczeniem odnotował spadek temperatury. Złota jesień zniknęła, zanim się pojawiła. Wiatr był chłodny, w powietrzu unosiła się wilgoć. Zapiął kurtkę pod samą szyję i przyspieszył kroku. Zaraz schroni się w cieple samochodu. Musi trochę popracować. Julia przed dziesiątą nie pojawi się w salonie, więc koło dziewiątej zrobi sobie małą przerwę na kawę i w tym czasie sprawdzi kursy akcji. Zauważył, że wzbudza znacznie mniej podejrzeń, gdy siedzi w kawiarni z laptopem i pracuje. Pogoda uzmysłowiła mu jeszcze jedną rzecz. Czas kawiarnianych ogródków przeminął. Wnętrze kawiarnio-cukierni nie nadawało się na punkt obserwacyjny. Musiałby przykleić nos do szyby, co niewątpliwie zwróciłoby na niego uwagę. Sprawdził, czy wszystko jest na miejscu. Telefon na kartę, aparat fotograficzny, notes z telefonami znajomych Julii, którzy ujawnili swoje numery na portalu społecznościowym. Zero instynktu samozachowawczego, uznał. Na jego szczęście. Szczególne nadzieje wiązał z Zuzanną Dobrowolską, której numer, zakreślony na czerwono, figurował teraz w jego notesie. Z zamieszczanych fotografii wywnioskował, że ona, Julia i jeszcze jedna dziewczyna, Kamila Kropicka, mieszkają razem. Różne pory, ubrania, fryzury, ale jednolite tło każdej z fotografii, charakterystyczna półka z książkami, wskazywały na to, że dziewczyny mogą wspólnie wynajmować mieszkanie.
Musi tylko wymyślić właściwą historię, nim zadzwoni do którejś z tych kobiet. Nie wiedział, czy podać się za znajomego znad morza, gdzie Julia i Kamila były na urlopie, czy może za znajomego z uczelni. Po namyśle odrzucił opcję wakacyjnej znajomości. Musiałby wyjaśnić, że zdobył dane swojej rozmówczyni przez portal społecznościowy, a dzwoni tylko po to, by zdobyć numer telefonu jej koleżanki. Podejrzane, uznał. I może stracić szansę na kolejną próbę. Siedział dłuższą chwilą w aucie, patrząc jak krople deszczu spływają po szybie, rozważając i odrzucając kolejne możliwości. W końcu została tylko jedna. Musi się podeprzeć autorytetem uczelni. Włączył silnik i zgłosił w centrali gotowość do pracy. Nie zdążył wyjechać z parkingu, gdy otrzymał pierwsze zlecenie. Potwierdził przyjęcie i wyruszył w trasę.

*

martwe morze stoi wokół nas
i nadziei brak na wiatr…
martwe morze stoi wokół nas
i nadziei brak na wiatr…

– Cześć, mamo.
Julia z trudem zdołała ukryć ulgę. Tajemniczy wielbiciel tego dnia nie zadzwonił. Nie przysyłał więcej SMS-ów. Kurier nie dostarczył kwiatów. Miała nadzieję, że poprzednia rozmowa, a właściwie krótka, stanowcza wypowiedź, odniosła skutek. Mimo to była zdenerwowana. Od rana nie opuszczał jej niepokój. Chociaż właściwie nic złego się nie stało. Dostała kilka bukietów róż, wierszy, SMS-ów. Gdyby nie ich liczba, nawet by się nie przejęła. Tak, to było to. Te wiadomości. To przez nie była taka niespokojna. I przez to, że nie wiedziała, kim jest ów mężczyzna. I czy na pewno zrezygnował.
– Jesteś tam?
– Tak, mamo, jestem. – Ocknęła się z zamyślenia.
– Mówię do ciebie i mówię. Nie słuchasz mnie.
– Trochę ruch się zrobił, więc…
– Akurat – prychnęła Jadwiga Rogacka. – Doskonale wiem, kiedy coś jest nie tak.
– Wszystko w porządku. Naprawdę – zapewniła ją córka. – Lepiej powiedz, po co dzwonisz.
– No tak, zupełnie wyleciało mi z głowy, że jestem wyrodną matką i dzwonię do własnego dziecka tylko wtedy, gdy zabraknie mi kasy na narkotyki albo kolejny konkubent puści mnie w trąbę!
– Mamo! – zaoponowała Julia, mimo woli parskając śmiechem.
– Od razu lepiej – pochwaliła ją matka. – A teraz powiedz mi, dziecko drogie, co zrobiłaś z tym swoim ukrytym wielbicielem. Bo coś zrobiłaś, prawda?
– Zadzwoniłam i powiedziałam, że ma więcej nie pisać, nie dzwonić i nic mi nie wysyłać.
– Bardzo dobrze. A on co na to?
– Nic. Cały czas milczał, a potem się rozłączyłam. Ale najwyraźniej pomogło, bo jest cisza i spokój.
– No i dobrze. Mam nadzieję, że nie byłaś zbyt obcesowa?
– Nie mamo – Julia ze zniecierpliwieniem przewróciła oczami, chociaż matka nie mogła tego widzieć – zachowałam się uprzejmie, ale stanowczo.
– Bardzo dobrze. Wiesz, kto to taki?
– Nie. I nie chcę wiedzieć.
– Ja bym chciała. – Jadwiga ściszyła telewizor i zerknęła na drzwi wejściowe, by upewnić się, że mąż jeszcze nie wrócił. Wydawało jej się, że słyszała czyjeś kroki na schodach. – Tak z ciekawości bym chciała – dodała. Dźwięk dobiegający z klatki schodowej był odgłosem klucza przekręcanego w zamku, ale u sąsiadów. – Mówiłaś, że to jakiś klient? – dociekała.
– Powiedziałam, że prawdopodobnie – poprawiła matkę Julia. – Nie wiem, czy klient. Ale kontaktował się wyłącznie przez telefon służbowy i kwiaty też przysłał do salonu.
– Na pewno klient. Musiałaś zrobić na nim spore wrażenie – stwierdziła autorytatywnie Jadwiga.
– Nie przypominam sobie nikogo szczególnego – odrzekła z westchnieniem Julia.
– Pewnie nie zwróciłaś uwagi. Może ktoś próbował z tobą flirtować?
– Nie mamo, coś takiego na pewno bym zauważyła.
– Pewnie jest nieśmiały. Nie uważasz, że to słodkie?
– Nie, nie uważam. Słuchaj, jestem w pracy.
– Dobrze, dobrze, już kończę. – Matka wiedziała, kiedy się poddać. – Tak tylko sobie zadzwoniłam. No to pa! – pożegnała się.
– Pa. – Julia z westchnieniem wrzuciła telefon do torebki. – Co za koszmarny początek tygodnia.
– Będzie lepiej – pocieszyła ją Mariola, która bez śladu zażenowania przysłuchiwała się rozmowie.
– Jasne… – mruknęła bez przekonania koleżanka.
(…)